nowotwór


Chyba... jestem w szpitalu. Idę naprawdę długim korytarzem. W końcu dochodzę do drzwi. Przy drzwiach wisi tabliczka z napisem:

dr Tomasz Lebowski
onkolog
Godziny przyjęć:
Poniedziałek 9:00 - 15:00
Środa 9:00 - 15:00
Piątek 8:00 - 13:00

kawa


- Dzień dobry, co podać?
- Dwie kawy z mlekiem, poprosimy.
- Proszę chwileczkę poczekać, zaraz przyniosę.
Kelnerka oddaliła się od naszego stolika.

ona


Wiesz, poznałem kogoś. To był zupełny przypadek. Nie szukałem jej. To było jak burza. Ona powiedziała coś, ja jej odpowiedziałem. Zanim się zorientowałem, chciałem, aby ta rozmowa trwała przez resztę mojego życia. To był przypadek. Tak mi się wydaje teraz. Znałem ją już wcześniej, ale tylko z widzenia. Nie przypominam sobie, bym rozmawiał z nią kiedykolwiek. Nawet o pogodzie. I tak jakoś wyszło, że poszliśmy na drinka. Bardziej z jej inicjatywy, bo ja byłem rozbity. Może to zbyt wygórowane słowo. Tak czy siak, tamtego wieczora zaczęło się coś większego. Coś dziwnego. Coś miłego. Coś, dzięki czemu mam ochotę wstać rano i zjeść śniadanie, bym miał siłę pójść tam i ją zobaczyć. Coś, dzięki czemu zacząłem pisać. Zwykły niezobowiązujący drink przerodził się w niezobowiązujące spacery, niezobowiązujące rozmowy.