kawa


- Dzień dobry, co podać?
- Dwie kawy z mlekiem, poprosimy.
- Proszę chwileczkę poczekać, zaraz przyniosę.
Kelnerka oddaliła się od naszego stolika.
- Boże, jaka ona piękna. Jest podobna do mojej byłej.
- Której? Tej przed Magdą?
- Tak. Szalałem za nią. I za tą kelnerką też mógłbym szaleć. Mógłbym przychodzić tu codziennie, tylko po to, by zobaczyć, jak podchodzi do mojego stolika, patrzy na mnie swoimi kasztanowymi oczyma, pyta swym anielskim głosem, co podać, a ja specjalnie czekałbym z odpowiedzią tylko po to, by móc zobaczyć jej uśmiech, nawet jeśli pojawiłby się na jej twarzy w wyniku zakłopotania. A potem patrzyłbym na jej włosy, gdy odeszłaby od stolika, by zrealizować moje zamówienie. Aż w końcu przeszedłbym z nią na ty, porozmawiał, zaproponował spacer, kino, a ona by odmówiła, bo ma chłopaka i nie byłoby to w porządku wobec niego, gdyby umawiała się z innym mężczyzną, obcym.
- Hah. Życie.
- Dokładnie tak. Życie składa się z zakochania i rozczarowań. Ja przeżywam oba uczucia jednocześnie. Codziennie zakochuję się na nowo, by później wrócić na ziemię i przeżyć bolesne rozczarowanie. Ale to pomaga, wiesz? Kładę się spać rozczarowany i przygnębiony, ale mam ochotę wstać rano, bo jestem zakochany, bo widzę w tym wszystkim sens, nawet jeśli go nie ma.
- W kim jesteś zakochany?
W tym momencie kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Świadomie zabijam smak kawy, dosypując do filiżanki dwie łyżeczki cukru. W ten sposób osładzam sobie życie. Kto wie, może za godzinę pierdolnie we mnie tramwaj i ostatnią rzeczą, jaką bym wypił, byłaby gorzka kawa. Zawsze lubiłem słodkości. Słodką czekoladę, słodkie winogrona, słodkie kobiety. Dlaczego mam umrzeć ze smakiem gorzkiej kawy w ustach? Obejrzałem się we wszystkie strony świata upewniając się, że nikt nie patrzy, wyciągnąłem z kieszeni marynarki piersiówkę i dolałem do kawy kilka mililitrów Jasia Wędrowniczka.
- O czym chciałeś pogadać? – spytałem, odpowiadając na uśmiech mojego rozmówcy, który wywołany był zapewne widokiem dolewania alkoholu do białej kawy.
- Jesteś filozofem, poetą, pisarzem, whatever. Powiedz mi, jak to jest, gdy kobieta, w której się zakochałeś, wiąże się z twoim najlepszym przyjacielem?
Wypiłem łyk kawy. Nie była taka zła. Poczułem się jak w filmie.
- Ciężkie pytanie. O co ci tak naprawdę chodzi?
- Chcę wiedzieć, co czuję.
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Moje przygody z przyjaciółmi były różne. Raz ich miałem, raz nie. Teraz mam ich nadmiar, ale żaden z nich nie umawia się z dziewczyną, którą w jakikolwiek sposób pragnąłem. Kobiety moich przyjaciół… są fantastycznymi kumpelami. Nawet jeśli nie podoba mi się ten typ kobiety, to widzę w nich to samo piękno, które oni widzą.
- Nie o to mi chodziło.
- Wiem, miśku. Mówię tylko, że nigdy nie byłem w sytuacji, w której ty jesteś teraz. Wiem, że to dla ciebie ciężkie. Wiem, że szczęście twoich przyjaciół stawiasz wyżej, od swojego. Możemy dochodzić do tego, czy jest to prawidłowe rozwiązanie czy nie, ale jak najbardziej szlachetne. Jeśli twojego przyjaciela ciągnie do twojej przyjaciółki i odwrotnie, to czy jest sens, by stanąć im na drodze? Nawet, jeśli podoba ci się twoja przyjaciółka i jesteś gotów o nią walczyć do ostatniej kropli krwi? Mógłbyś stracić wtedy dwoje ważnych ludzi. Ryzykując. A tak, nie tracisz nic. Prócz przespanych nocy, uśmiechów, braku bólu. Ale ból minie.
- Kiedy?
- Nie wiem. Nikt tego nie wie. Ale to nie znaczy, że powinieneś czekać. Mimo przeciwności losu, trzeba iść naprzód.
Wypiliśmy kilka łyków kawy. Misiek patrzył się na swój kubek obojętnym wzrokiem, starając się przetrawić to, co powiedziałem i niechętnie zgadzać się ze mną. Zacytowałem kilka swoich złotych mądrości, ale sam nie wiem, jak ja zachowałbym się w takiej sytuacji. Każdemu powtarzam, że o miłość powinno się walczyć. Ona nie wyciąga cię spod łóżka. O każdą kobietę, do której się coś czuje, powinno walczyć się, jakby to była ta jedyna. Ale w tym wypadku miłość staje na przeciwko przyjaźni. I musisz wybrać: albo to, albo to. W tej walce nie ma zwycięzców. Są tylko przegrani.
- To jak spacer przez bagno.
- Z niejednego bagna można wyjść. – w takich momentach byłem dumny, że jestem optymistą, choć współczułem mu z całego serca.
- Czasami po prostu mam wrażenie, że nie znajdę kobiety, która byłaby w stanie mnie pokochać.
- Przyjacielu, niejednokrotnie w swoim życiu myślałem tak jak ty. A potem było tylko -bum! – i byłem zakochany po uszy. Na każdego przyjdzie pora. Niektórzy czekają długo, inni krócej. Im starszy jesteś, tym większe masz szanse, że znajdziesz miłość na całe życie. Niektórzy moi rówieśnicy są zamężni, mają dzieci. Wyobraź sobie, że jesteś na ich miejscu. Wpadłeś z dziewczyną. Mieszkacie z rodzicami. Nie masz wyższego wykształcenia, bo musisz zapieprzać o 6 do roboty, wracasz wieczorem do domu i nie masz nawet ochoty pobawić się ze swoim dzieckiem. Nie masz ochoty kochać się ze swoją żoną, bo jesteś zmęczony, bo chcesz być jak najdalej od obowiązków. A twoim obowiązkiem jest pobawić się z dzieckiem, przytulić swoją żonę i powiedzieć jej, że jest dobrą matką. Tak naprawdę każdego dnia zdajesz sobie sprawę, że spierdoliłeś sobie życie. Że w tej chwili mógłbyś pić z kolegami, ale musisz spać obok kobiety, której powiększył się tyłek i modlić się, by dziecko nie obudziło cię w nocy. A za kilka godzin musisz wstać i jechać do firmy. Nie chcę uogólniać, pewnie są ludzie, którym sprawia to radość. Ale reszta? Masz lepsze życie od nich. Jesteś wolny. Możesz robić, na co tylko masz ochotę. I przede wszystkim – masz przyszłość przed sobą. Doceń to. Potem będzie za późno.
Sukinsyn wypił już kawę, a ja wciąż męczę się ze swoją genialną mieszanką.
- Dzięki. Serio. Tego mi było trzeba. Wiem, że jestem w dupie. Ale uświadomiłeś mi, że nie wszystko stracone. Tak, jestem jeszcze młody i wiele przede mną. Nigdy nie myślałem w ten sposób. Pieprzony Paolo Coelho.
- Żaden ze mnie Paolo Coelho. Mówię po prostu, jak wygląda życie.
Uśmiechnął się. Tak, zadanie wykonane. Teraz on wierzy w to, co ja wierzę, nawet jeśli przychodzi mi to z trudem. Mimo wszystko wiem, że mam rację. Mam cholerną rację.
- Muszę lecieć. Dzięki za kawę. I dziękuję ci za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć. I na dobre słowo.
- Do usług.
Wstał, założył torbę przez ramię i podał rękę. Uścisnąłem.
- Do zobaczenia.
- Miłego dnia. Jakby co, to pisz.
Poszedł w swoją stronę. Zostałem sam. Piłem kawę z prądem, uśmiechając się do siebie, szczęśliwy jak nigdy. Marny ze mnie terapeuta, ale cieszyłem się, że mogłem komuś pomóc. Przez chwilę pomyślałem nawet nad tą opcją. Może nie byłby ze mnie taki zły terapeuta? Lepiej jednak, gdy są nimi ludzie, którzy przeszli w życiu więcej, niż ja.
- Chciałbym zaprosić panią do kina.
Poprosiłem o rachunek, ale takiego wyznania się nie spodziewała. Grzecznie odmówiła, tłumacząc, że jest bardzo zajęta i wzięła zapłatę. Jeszcze przez kilka minut wmawiałem sobie, że odeszła od stolika uśmiechając się nieśmiało, ale doszedłem do wniosku, że ja się, kurwa, na kobietach jednak nie znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz