niewysłane listy, nieodbyte rozmowy odtwarzane w mojej głowie i telefony, które nie dzwonią

Dzień któryś tam, kurwa, z kolei.

To nie jest pamiętnik.

To zapiski moich myśli i uczuć, które nic nie znaczą i są obojętne. Zapisuję je, żeby nigdzie nie uciekły. Niepotrzebnie czekałem z tym do wieczora, ale upijać się w południe nie jest dobrym pomysłem.


Bukowski powiedział kiedyś: To nie tak, że nienawidzę ludzi. Ja po prostu wolę, kiedy nie ma ich w pobliżu. Próbowałem utożsamić się z tą myślą. Pojawiły się za i przeciw. Ja nie lubię ludzi. I wolę, kiedy nie ma ich w pobliżu. Gdyby ktoś spytał mnie, dlaczego, odpowiedziałbym: bo są ludźmi. Do niedawna sądziłem, że każdy człowiek jest inny. Ma inne spojrzenie na świat, inaczej myśli, inaczej czuje. Że nie należy wkładać wszystkich do jednego worka. Nie wszystkich – większość.

Ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś jest inny od nich: że nie pije, że chodzi co niedzielę do kościoła, że nie je mięsa albo że je mięso, że jest małomówny. Taka osoba jest odpychana. A że każdy człowiek potrzebuje akceptacji to stara się być kimś innym niż jest, tylko po to, by znaleźć przyjaciół. I staje się takim samym śmieciem.

Nie nienawidzę Cię. Kurwa, próbowałem być na Ciebie zły, ale nie potrafię. Może, czasami tak. Ale nie na dłuższą metę. Próbowałem być dupkiem, którego charakter i działania usprawiedliwia ból. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Nie jestem dupkiem. Przez całe moje życie próbowałem być dobrym człowiekiem. Wiem, nie zawsze wychodziło. Ale starałem się. I za każdym razem dostawałem od życia w kość. To się nie zmieniło. Karma wraca. Ale w moim przypadku nie ma dobrej karmy. Jeśli faktycznie mam za każdym razem dostawać po dupie, to wolę być karany za dobre uczynki niż za to, że ranię osoby, które kocham. Jeżeli Cię zraniłem, to przepraszam.

Odkąd Cię poznałem bliżej, zawsze chciałem Twojego szczęścia. Zawsze Cię wspierałem i zawsze stałem za Tobą murem. Wiele razem przeszliśmy. Jesteś mi bliska. Nawet teraz, gdy okazało się, że potrafisz mnie okłamywać i tak naprawdę nie znam Cię w ogóle. Zaczęłaś dokonywać nielogicznych wyborów i nie zamierzam ich akceptować. To są jednak Twoje wybory i nie mam nic do gadania. Tylko jedno się nie zmieniło: chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeśli on daje Ci szczęście to nie pozostaje mi nic innego, jak z bólem serca to zaakceptować i odsunąć się w cień, jak już zrobiłem.

Ja też chciałem być szczęśliwy. Nie prosiłem o wiele. Tylko o odrobinę troski, poczucia, że dla kogoś jestem ważny i wyjątkowy. Ty sprawiłaś, że przez te kilka chwil, gdy byliśmy razem, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale to się skończyło. Być może z mojej winy. A być może... Prosiłem o zbyt wiele. Dostałem kawałek ulubionego ciasta, o który prosiłem matkę latami. Gdy wreszcie go upiekła, nie mogłem w to uwierzyć, więc zacząłem się nim łapczywie zajadać, dławić i dlatego... Już go nie ma. Teraz wiem, że nie zasługuję na kolejny kawałek.

Nie zasługuję na szczęście. Tylko na cierpienie. Przeprowadzę starszą panią przez jezdnię, ale wracając potrąci mnie autobus. Tak właśnie wygląda moje życie. Bóg wystawia mnie mnie na próbę czy faktycznie jest wyjątkowo okrutny?

Pytałaś mnie, dlaczego TAK się zachowuję. Odpowiedź jest prosta. Jestem sam. Zawsze byłem sam i zawsze będę. Chcę być sam. Tak jest lepiej. Dla wszystkich. A przede wszystkim dla mnie. Obcowanie z ludźmi przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie chcę być raniony. Nie chcę być nieszczęśliwy. Nie musicie udawać, że jesteście moimi przyjaciółmi i że chcecie spędzać ze mną czas. Nigdy w to nie uwierzę. Jesteście Wy. Tylko Wy. Byliśmy My, ale to się zmieniło. A ja wróciłem do punktu wyjścia – samotności. Wtedy boli mniej. Nie jestem głupcem. Nie jestem frajerem.

Nie jestem hipokrytą. Nie szukam szczęścia. Szukam kogoś, kim mógłbym się zaopiekować. Mam cholerną potrzebę zbawiania świata. Uszczęśliwiania tej jednej osoby. Bo siebie nie potrafię.

Jestem zniszczony. Jestem wrakiem człowieka. Jestem chory.

To kolejny list, który chciałbym Ci wysłać, a którego nigdy nie przeczytasz.

Rozmawiam z Tobą codziennie. A raczej wyobrażam sobie rozmowy z Tobą. Gdy jesteś zakochana, gdy jesteś zła, gdy jesteś smutna lub pełna nadziei. Zapukałbym do Twoich drzwi i zanim byś otworzyła, wyobrażałbym sobie, jak wyglądasz. A gdy już byś otworzyła, okazałabyś się dużo piękniejsza. Miałbym to śmieszne uczucie ściskania w dołku, bo patrzyłabyś na mnie mając w oczach nadzieję. Zamiast rozczarowania, które widzę teraz.


Wolałbym, żebyś do mnie nie dzwoniła. Bo jeśli zadzwonisz, to odbiorę. Bo będę czekał na telefon od Ciebie.

PS. Kup sobie termofor. Bo on nigdy nie wpadnie na ten pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz