urodziny


Dziś jest specjalna okazja. Ubrał garnitur, najdroższy, jaki kiedykolwiek kupił. A kupił go będąc w Dublinie, podpisując największy kontrakt w historii firmy, w której pracuje. Po hucznej imprezie, wiedząc, że dostanie podwyżkę od szefa i awans, wszedł następnego dnia do sklepu jednego z najsłynniejszych włoskich projektantów i kupił garnitur, na który musiałby przez kilka miesięcy odkładać z pensji. Po roku wspólnego życia z Natalią postanowił się jej oświadczyć. Doszedł do wniosku, że już czas. Że kocha ją nad życie i chce się z nią zestarzeć. Zamówił stolik w restauracji, na piątek. W środę jego firma świętowała podpisanie kolejnego kontraktu, tym razem ze "skośnookimi padalcami", jak mawiał jego szef. Był szczęśliwy. Trochę wypił. Natalia, która po niego przyjechała, była świadkiem, jak Paulina, jego przyjaciółka i koleżanka z pracy, wyznaje mu miłość i namiętnie całuje w usta. Błędem było to, że nie odepchnął jej, ale pozwolił się całować. Tak naprawdę nie czuł do niej niczego głębszego. Kochał ją jak przyjaciółkę. Był gotów skoczyć za nią w ogień, bo czego się nie robi dla przyjaźni? Nie zdążył się oświadczyć, bo następnego dnia Natalia zniknęła z jego życia. Po trzech latach przysłała mu pocztówkę z południa Francji.


Byłeś dla mnie kimś ogromnie ważnym. Wiązałam z Tobą nadzieje na wspólne życie. Złamałeś mi serce. Tą kartką ostatecznie zamykam rozdział, którego byłeś bohaterem. Jestem tutaj szczęśliwa. Jestem szczęśliwa z nim. Zapomnij o mnie i o tym, co nas łączyło.

Nie zapomniał. W zasadzie minęły dopiero dwa lata odkąd znalazł kolorową pocztówkę w skrzynce. Zawsze przywiązywał się do ludzi. Zwłaszcza, gdy kochał. A uczucie to nie program komputerowy - nie można go włączyć i wyłączyć. Próbował. Próbował zapomnieć, żyć dalej. Musiał zmienić pracę, by nie widywać się z Pauliną. Do niedawna pracował w branży reklamowej. W ciągu tych dwóch lat kilka razy korzystał z usług wrocławskich dziwek, mając nadzieję, że to mu pomoże. Ale nie bierze się heroiny, by wyleczyć raka. Jedna z nich była z Gdańska. Żadna normalna kobieta, normalna w sensie taka, z którą mógłby się związać, nie była nim zainteresowana. Czuł się jak warzywo. Pocieszenia szukał w alkoholu. A w przerwie między jedną szklanką whisky a drugą - w Internecie. I tam nie mógł znaleźć niczego ani nikogo ciekawego. Z tych nudów robił nawet statystyki. Tylko jedna kobieta na dwadzieścia była mądra, dowcipna i słuchała jazzu. Znalazł dwie. Matylda miała na imię Matylda, była 10 lat starsza, zamężna i mieszkała w Nowym Jorku. Samotna miała na imię Patrycja. Miała 15 lat. To o 15 za mało. Zdziwił go fakt, że są jeszcze takie mądre 15-latki. Życzył jej, by nigdy nie spotkała na swojej drodze debila. To była rzecz niemożliwa, ale większość życzeń takie właśnie są. Gdy był mały, jego ciocia w każde urodziny życzyła mu: zdrowia, szczęścia i samych piątek w szkole. Co rok ta sama formułka. Był chorowitym dzieckiem, więc pierwsze życzenie nigdy się nie spełniło. Podobnie z drugim życzeniem: po kilku latach grania w totolotka i szukania przyjaciół zrezygnował. Uczył się też słabo, bo chorując nie chodził do szkoły i nie potrafił nadrobić zaległości. W dniu rozdania dyplomów zmarła jego matka. Chyba ze szczęścia.

Trzy rzeczy zostały mu po Natalii. Szczoteczka do zębów, którą pewnie zostawiła specjalnie. Każdego dnia ją czyści po tym, jak sam umyje zęby i kładzie obok swojej. Pod łóżkiem znalazł jej kosmyk włosów, który wącha za każdym razem, gdy kładzie się spać. Wydaje mu się, że wciąż czuje jej zapach. Trzecią rzeczą jest bilet tramwajowy, który odnalazł w śmieciach. Oprawił sobie w ramkę i powiesił na ścianie.

- Paranoja. Jesteś chory! I weź tu posprzątaj...

Musiał w końcu się komuś wygadać. Padło na Alicję z Gdańska. Co z tego, że była dziwką? Miał nadzieję, że go zrozumie. Nie zrozumiała. Ani biletu tramwajowego w ramce, ani walących się po mieszkaniu butelek. Tłumaczył się depresją. Tłumaczył się przed sobą. Przed szefem nie miał odwagi.

Dziś jest specjalna okazja. Nie dlatego, że został bez pracy. Dlatego, że dziś są jej urodziny. Specjalnie posprzątał pokój. Zjadł kolację, prawdziwą kolację, żadnego świństwa na wynos. Teraz usiadł wygodnie w fotelu, nalał sobie wina i włączył Zieloną milę. Kolejny raz. Po dwudziestu seansach przestał liczyć. To był jej ulubiony film. Teraz. Najważniejsze jest teraz. Ta chwila.


- Wszystkiego najlepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz