anastazja jestem


Boże... Mam nadzieję, że mnie słyszysz. Podobno jesteś wszędzie. Tak przynajmniej mówiła siostra Jowita. Z religii pamiętam tylko to. I również to, że jesteś nieskończenie miłosierny czy jakoś tak. Chciałabym z tobą porozmawiać. Pierwszy raz w życiu, chyba. Ostatni raz modliłam się podczas Pierwszej Komunii Świętej. Ale czy można to nazwać modlitwą? Przecież każdy ośmiolatek robi to mechanicznie. I wierzy w ciebie, czuje ciebie i modli się do ciebie tylko dlatego, że rodzice tak każą. Moi rodzice też kazali. Ale nie po to, bym ciebie poczuła, ale po to, by sąsiedzi, a przede wszystkim rodzina - nie gadali. Żeby przyjechali na ten cholerny obiad i jak najszybciej wyjechali myśląc, że mała Anastazja przyjęła Boga do swojego serduszka. Chyba się udało.


Tamta niedziela była ostatnim dniem, w którym się modliłam do ciebie. Dziś nadszedł kolejny. Pierwszy po dłuższej przerwie i być może ostatni. Słyszałam takie powiedzenie: jak trwoga to do Boga. Ono zgadza się tylko w kilku przypadkach. Nie zawsze. Teraz też nie. Boję się. Boję się, Boże i to cholernie. Ale nie modlę się teraz do ciebie, prosząc o jakieś łaski, ukojenie bólu. A tym bardziej nie śmiem prosić o wybaczenie. Po 16 latach chciałabym ci o sobie opowiedzieć. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie trochę czasu.

Jak już z pewnością dobrze wiesz, jestem Anastazja. Mam 24 lata. Od 15 lat jestem przykuta do łóżka. Rok po wspomnianej Pierwszej Komunii stwierdzono u mnie raka. I to w średnim stadium. Miałam go kilka lat, nikt z nas o tym nie wiedział. Gdy miałam 9 lat zaczęły się przerzuty. Trafiłam do szpitala i... zostałam. Mój świat, a także świat mojej rodziny zawalił się. Nie mogę się ruszyć. Moimi jedynymi zajęciami są spanie i niespanie. Lubię też popatrzeć. Słuchać głosu mojej mamy. Czasem z nią porozmawiać. Czuć woń czerwonych róż, które mi przynosi. Boże, nawet nie wiesz, jaka to radość zasypiać, patrząc na nią i patrząc na nią budzić się! Zawsze tuliła mnie do snu. Czułam jej matczyną miłość.

A więc od 15 lat leżę przykuta do łóżka. Wegetuję. Wszystko mnie boli. Dostaję morfinę, zawsze proszę o więcej. Więcej dostaję w piątki. Mój lekarz pozwolił mi wybrać sobie jeden dzień, w którym dostanę więcej morfiny. Jeden, cholerny dzień. Dla mnie piątek, to jak dla ciebie niedziela. Dzień odpoczynku. Od bólu.

Wiesz, że ja się nigdy tak naprawdę nie zakochałam? Nigdy. Miałam mnóstwo chłopaków. Chodziłam z nimi do kina, na kolacje, na spacery. Uprawiałam z nimi seks. Każdy był inny. Każdego pamiętam i nigdy nie zapomnę. Teraz też mam faceta. Wysoki, przystojny brunet. Odwiedza mnie codziennie. Po pracy. Przynosi czerwone róże. Siedzi na krzesełku i trzyma mnie za rękę. A ja płaczę. Płaczę, bo wiem, że jest tylko snem. Tak jak pozostali. To moja wyobraźnia. Moje marzenie. Moja fantazja. To się tyczy nie tylko mężczyzn. Zawsze chciałam podróżować. I tak byłam w Anglii, gorących Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, na karnawale w Brazylii czy w Sydney Opera House. Cały świat był u moich stóp. Wiesz, Boże, że nigdy nie byłam w Japonii? To mój następny cel.

Boli. Tak strasznie boli. Jak bolało ciebie, gdy okładali cię biczami, rzucali w ciebie kamieniami? Jak ciężki był ten krzyż? Jak bolało, gdy cię do niego przybijali? Jak bolało, gdy na nim wisiałeś? Pewnie bardziej, niż mnie teraz. A ja marudzę, że boli.

Dużo o tym myślałam. Doszłam do wniosku, że mój czas już powinien się skończyć. Nie sam. To ja powinnam o tym zdecydować. Chcę, by mnie zabili. Mam dość bólu. Mam dość łez. Swoich i rodziców. Nie tak moje życie miało wyglądać. Miałam żyć pełnią życia, chodzić na dyskoteki, do najlepszych szkół. Uprawiać seks, pisać pracę magisterską, założyć firmę. A nie leżeć przez 15 lat w łóżku, każdego dnia starając się na próżno oswoić z bólem. Nie potrafię już dłużej. Mama wciąż powtarza, że wszystko będzie dobrze, że zawsze przy mnie będzie, że nic nas nie rozłączy. Nienawidzę tych słów. Są pełne kłamstwa. Przecież ja umieram, do cholery!

Eutanazja jest u nas zabroniona. Ponoć, tylko ty możesz dawać lub odbierać życie. Mam malutką prośbę. Jedną, małą prośbę. Zabierz mnie ze sobą. Do siebie. Żałuję wszystkiego, co było w moim życiu złe. Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam... A teraz proszę... Weź mnie do siebie...




Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz